Na drugi dzień zgłaszam się do WKU Kozienice. Ciekawy jestem co
dalej. Wchodzę, za biurkiem siedzi major. Podaję mu wezwanie, szuka coś w
papierach, no jest bumaga. Nic nie pyta, coś wypisuje i daje mi jakiś
świstek. Chcę zapytać, czy to bilet do wojska i gdzie mam się wstawić.
Uśmiecha się ironicznie i każe postępować wg pisma, które przed chwilą
otrzymałem. Odmaszerować! W ułamku sekundy przelatuje mi kilka myśli.
Na
korytarzu czytam pismo, za dwa dni mam się zgłosić na dodatkowe badania
na ul.Koszykową w Warszawie. O co tu biega? Pytam pozostałych
oczekujących, ale oni wiedzą tyle, co ja. W czwartek 18.10.1979 roku
zgłosiłem się na ul.Koszykową. Trochę poczekałem, za nim mnie wezwali.
Wchodzę do sali, która wygląda jak duży gabinet lekarski. Na początku
formalności i pierwsze badanie słuchu, później stomatolog, laryngolog i
neurolog. Po badaniach chwilę czekałem, wyszła sekretarka i dała mi
skierowanie, żeby 22.10.1979 roku zgłosić się znowu do swojego WKU. Co
oni mnie tak kurde ganiają.
Wezwanie na komisję przyszło mi miesiąc
wcześniej, a teraz nastąpiło jakieś przyśpieszenie. Jadę na 10.00 do WKU
Kozienice, wchodzę, za biurkiem ten sam majora i jeszcze jakiś
żołnierz. Pyta o nazwisko i szuka czegoś, nie ma, nie przyszło. Weź
żołnierzu, sprawdź jeszcze tam. Młody znajdę szarą kopertę i daje
majorowi. Czyta, przegląda, zastanawia się. I co młody czas do woja.
Myślałem, że najwcześniej to będzie to na wiosnę 1980 r. Nie ma co
czekać, armia potrzebuje ludzi. Gdzie byście chcieli iść, oglądam się do
tyłu czy ktoś za mną jeszcze wszedł, nie ma nikogo. No chciałbym gdzieś
bliżej. Dobrze, jak sobie życzysz. Poczekaj na korytarzu. Na korytarzu
czeka jeszcze jeden na wezwanie. Rozmawiamy, dlaczego tak się dzieje.
Mówi mi, że ma jakiegoś znajomego w WKU,
który mu mówił, że paru gości z tego WKU załatwiło sobie odroczenie i
na to miejsce muszą szybko dać innego.
Po paru minutach wychodzi młody
żołnierz i daje mi kopertę. Masz tam bilet, zaświadczenie do zakładu
pracy i masz dwa dni na załatwienie wszystkiego. Resztę sam sobie doczytaj.
Otwieram kopertę, jest książeczka wojskowa, zaświadczenie do zakładu
pracy i bilet. Qwa, CSSMW Ustka, jednostki pływające, wstawić się w czwartek 25.10.1979 r. o ogodz.
8.00. Jestem oszołomiony, miało być blisko i do tego nie tak szybko. Nie
będzie czasu na pożegnanie z rodziną i kolegami. Nie wiem co robić,
przecież nic nie załatwię. Trudno, czekam jeszcze na tego co, wszedł
przed chwilą. Wychodzi, ale ma papiery już ze sobą. Też idzie do woja,
ale 27.10.79 r. i do Dęblina na lotnisko. Kuźwa. Przemyślałem,
ochłonąłem, a co tam mi zależy, przynajmniej morze zobaczę. Trochę martwi mnie, że to na trzy lata. Wracam do domu, jutro pojadę do pracy i
po załatwiam wszystko.
W pracy załatwiam, co trzeba, dostaję odprawę,
będzie na pożegnanie, tylko mało czasu mi zostało. W Radomiu spotykam
paru kolegów, pijemy po parę piwek i umawiam się z jednym, że pojedzie
ze mną pociągiem do Warszawy. Wracam do domu, jest już wieczór we
wtorek. Już tu nic nie nawojuję się, jutro w środę i muszę być na 20.00 w
Warszawie, skąd odchodzi pociąg chyba do Trzebiatowa. Z kolegami z
mojej miejscowości już nie miałem, kiedy się spotkać. Dobrze, że na
zabawie w remizie strażackiej zrozumieli, że już idę do woja i trochę wypiliśmy
razem.