W poniedziałek po śniadaniu pobraliśmy z magazynku kilka skrzynek z granatami i nastąpił wymarsz na poligon.
Ledwo wkroczyliśmy na teren Lędowa, nastąpił teoretyczny atak lotniczy. Głośny krzyk: lotnik kryj się. Rzucaliśmy się natychmiast na glebę, szukając jakiegokolwiek zagłębienia, żeby być lepiej ukrytym. Już znaliśmy smak złego ukrycia i dlatego Ci ze skrzynkami też rzucali się na ziemię, aż było słychać w nich łomot granatów.
Na to czekali tylko nasi dowódcy. No kociarstwo z granatami nie ma żartów. Trzeba obchodzić się z nimi jak z własnymi jajami. Ci, co nieśli skrzynie, już nie żyją i mają się nie ruszać. Pozostali przy życiu kopać dla nich groby. Wykopaliśmy kilka dołków i biorąc nieszczęśników za nogi i pod pachy wkładaliśmy ich do dołków.
Mat kazał ich przysypywać, myśleliśmy, że żartuje i staliśmy bez ruchu zdziwieni. Spowodowało to, że wykopaliśmy jeszcze trzy dołki dla trzech wytypowanych do pochówku marynarzy.
Zasypywać! Z pewnym ociąganiem zaczęliśmy sypać na nich ziemię. Po pierwszych łopatach ziemi przerażeni elewi wyskoczyli z dołków jak z procy. A niech mnie, cud, a może granaty były zepsute. Kociarstwo nerwowe z cywila. Przecież k...a nikt by was nie zasypał.
Przecież lotnictwo nie zakończyło jeszcze swoich działań i gdyby poleciało na was trochę ziemi i byście tak się zachowali, jak przed chwilą, to skosiliby Was z karabinów pokładowych. Trzeba było wytrzymać chwilkę. Teraz sami widzicie, że te nasze ćwiczenia miały na celu uświadomić Wam, jak należy zachować się na polu walki.
Aktorów z was nie będzie, ale zrobimy z was 100% żołnierzy. Nastąpiła zbiórka i zmiana niosących skrzynie. Po tej scenie ruszyliśmy dalej, by znowu po paru krokach usłyszeć już nie o lotniku, tylko granat z lewej, granat z prawej. Padamy na glebę, ale skrzynki z granatami już delikatniej opadają na ziemię.
Po prawie dwu kilometrowym marszobiegu zatrzymujemy się i otwieramy skrzynki. Mat wyjmuje jeden granat i przeprowadza krótkie szkolenie. Jest trochę o danych taktyczno-technicznych o granatach (granaty zaczepne i obronne). Objaśnił nam, jak należy odbezpieczyć zawleczkę i kiedy oraz jak wykonać rzut. Wyjęcie zawleczki uzbraja granat i w momencie rzutu zostaje ona zwolniona. Granat nie wybucha od razu, ale po paru sekundach.
Gdy granat opuszcza dłoń rzucającego, łyżka odskakuje na skutek działania sprężyny i uruchamia zapalnik, który odpala ładunek z kilkusekundową zwłoką.
Granat wyposażony jest w zapalnik, który uruchamia się w określonym momencie po rzuceniu.
Zapalniki czasowe: Uruchamiają się po upływie określonego czasu, zwykle poprzez spłonę sznura Bick (ścieżki prochowej).
Zapalniki uderzeniowe: Uruchamiają się w momencie uderzenia granatu o powierzchnię.
Zapalniki mechaniczne: Mają mechanizm, który jest uruchamiany przez rzucającego, np. dźwignię, która odskakuje po rzucie.
Granaty ręczne, zależnie od ich przeznaczenia, można podzielić na kilka kategorii: odłamkowe, zaczepne, obronne, uniwersalne, przeciwpancerne, hukowo-błyskowe, dymne, zapalające i ćwiczebne.
Rodzajów granatów jest jeszcze więcej, jak ktoś jest tym zainteresowany, to na pewno znajdzie takie informacje.
Po przeszkoleniu teoretycznym i instrukcji przystąpiliśmy do ćwiczeń. Ćwiczyliśmy rzuty z pozycji leżącej półbocznej.
Należało wyciągnąć zawleczkę, trzymając jednocześnie dźwignię (łyżkę), zrobić taki półkolisty wymach i rzucić granatem do przodu. Ćwiczyliśmy rzuty pojedynczo wg kolejności z dwuszeregu. Byłem już po rzucie i patrzyłem, jak inni to robią.
Na chwilę odwróciłem głowę w kierunku lasu i w tym momencie usłyszałem krzyk dowódcy. K...a, co za kalectwo. Marynarz Piździółko chciał mnie wysadzić w powietrze.
Zdążyłem tylko zobaczyć granat leżący u stóp mata.
Do dzisiaj żałuję, że nie widziałem samego momentu tego rzutu. Kolega powiedział, że jak robił zamach, to granat wypadł mu z ręki i upadł koło nogi stojącego z tyłu dowódcy. Ci, co widzieli ten moment, parsknęli głośnym śmiechem, a raczej rykiem. Mat też się śmiał, ale dla zasady zamachowiec musiał robić pompki i przysiady.
Zresztą za chwilę wszyscy robiliśmy przysiady, bo mat stwierdził, że za bardzo cieszyliśmy się z tego.
Ten dzień przypominał mi lata dziecięce, gdy z kolegami bawiliśmy się w wojnę. Różnica była tylko taka, że te ćwiczenia i dalsze zajęcia do capstrzyku były bardzo męczące i wyczerpujące.