Pokazywanie postów oznaczonych etykietą L-1. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą L-1. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 grudnia 2024

Kolejne dwa dni, zapowiedź pól ryżowych i żółtej rzeki

Następne dwa dni na kompanii 13 - tej wyglądały podobnie z jednym wyjątkiem, ale o tym później. Dzień rozpoczynał się od pobudki o szóstej rano. D-ca drużyny wpadał na salę i wrzeszczał: pobudka, pobudka wstawać kociarstwo!
Zaraz wyrobię Wam kocie ruchy. Zbiórka na korytarzu do zaprawy porannej! Strój taki sam jak wczoraj. Zrywaliśmy się z ciepłych łóżek, szybko wskakiwaliśmy w strój do zaprawy i gnaliśmy pędem na korytarz, ustawiając się w dwuszeregu. Niektórzy z pośpiechu zaplątali się w swoje gacie, bo nie chcieli być ostatnimi. W zależności od humoru i potrzeb, dwóch, trzech, pięciu ostatnich na zbiórce otrzymywało dodatkowe prace poza kolejnością. Miały one poprawić sprawność i szybkość ubierania się. Po zaprawie, mycie, ubieranie się, ścielenie łóżek i sprzątanie rejonów.

Bardzo głośne komendy naprężały nam mięśnie i znowu pędziliśmy na złamanie karku, żeby zdążyć na zbiórkę przed budynkiem kompanii, poprzedzającą wyjście na śniadanie. Padały komendy do wymarszu i dziarsko czwórkami maszerowaliśmy w kierunku stołówki. Do stołówki maszerowaliśmy całą kompanią z przerwami między plutonami. Do pokonania było jakieś kilkaset metrów i po kilku minutach szybkiego marszu z treningiem kroku defiladowego (komenda Baczność!), a na komendę „Spocznij” - równy krok. Każdy krok wyczuwalny był na podłożu, jakby ziemia sama poddawała się rytmowi marszu. Na komendę kompania „Stój”, ostatnie trzy kroki z przybiciem. Czasami się zdarzało, że ktoś wlazł na drugiego i znowu dostawał pajdę (dodatkowe zajęcie lub indywidualny trening zatrzymywania się w szyku).

Przed budynkiem stołówki staliśmy nadal w szyku, czekając na komendę wejścia do środka. Dowódca podawał komendę: Spocznij! Do środka! Po schodach wchodziliśmy do budynku i stawaliśmy naprzeciw swoich miejsc przy stole, czekając na dalsze rozkazy. Mat krzyknął: Siad! I w tym momencie wolno nam było siadać za stołami. W praktyce wychodziło to nierówno i padała komenda „Wstać”! „Siad”! „Wstać”! „Siad”! Gdy wyszło to w miarę równo, czekaliśmy, aż pozwoli nam jeść. Komendy, takie jak „siad” czy „wstań”, wskazują na konieczność posłuszeństwa i koordynacji w grupie. Padała komenda: Smacznego! Szybko łykaliśmy to, co ojczyzna dała na śniadanie, bo czas posiłku był bardzo ograniczony. Po kilku minutach padało hasło: Kończyć jedzenie. Była to zapowiedź, że za minutę lub dwie padnie komenda: Koniec jedzenia, Wychodzić!. Dlatego należało jeść szybko, żeby zdążyć coś tam więcej chapnąć.

Po śniadaniu odczuwaliśmy głód i do kieszeni włożyliśmy kawałki chleba i żeby nie podpaść, szybko biegliśmy na zbiórkę kompanii przed stołówką. Na zbiórce dowódcy zauważyli wypchane boczne kieszenie spodni i trzeba było chleb wyrzucić, aż z żalu w brzuchach zaburczało. To fragment, który przywołuje wspomnienia z czasów, gdy codzienne życie było pełne prostych, ale znaczących chwil. Wspólne posiłki, zbiórki i zasady, które trzeba było przestrzegać, tworzyły atmosferę dyscypliny, ale i tęsknoty za domem. Wyrzucenie chleba, który miał być ratunkiem na później, symbolizuje nie tylko wyrzeczenie, ale także poczucie straty.

Powrót na kompanię ze śniadania wyglądał tak samo, jak wyjście na to śniadanie. Na kompanii znowu krótkie sprzątanie rejonów, a następnie zbiórka na szkolenie chemiczne.
odzież przeciwchemiczna, L-1
To było coś nowego, zajęcia na sali, na które przynieśliśmy ubrania przeciwchemiczne L-1 i maski pgaz-dym. Najpierw były zajęcie teoretyczne o gazach bojowych (iperyt, luizyt, kwas pruski itp.). Następnie praktyczne zakładanie ochronnej odzieży przeciwchemicznej i maski pgaz-dym. Odzież należało zakładać dokładnie, żeby zapewnić jej jako taką szczelność (konstrukcja tego ubrania nie zapewniała 100% szczelności), tak samo maskę. Na początku sprawiało to kłopot, szczególnie założenie maski. Wykładowca kilkakrotnie zwracał nam uwagę, żeby przed założeniem maski, pamiętać o wyjęciu korka zabezpieczającego pochłaniacz maski.

Po zajęciach wymarsz na obiad, który nie różnił się niczym od marszu na inne posiłki. Szliśmy jak zwykle szykiem zwartym. Przed stołówką czekaliśmy na zezwolenie wejścia. Znowu padały komendy: siad, wstać, siad, kończyć jedzenie, koniec jedzenia. Powrót na kompanię i po obiedzie różne zajęcia: nauka regulaminu, docieranie kotów i tak do kolacji. Po kolacji trochę czasu na układanie w szafkach i porządki. Na okrągło jechanie rejonów i skakanie na zbiórki, ustawianie butów, meldowanie, salutowanie i tak w koło Macieju. Cykliczne „jechanie rejonów”, „skakanie na zbiórki” oraz inne aktywności pokazują, że życie w grupie wymagało ciągłej gotowości i zaangażowania. Taki styl życia, mimo że może wydawać się monotonny, miał na celu budowanie charakteru, współpracy i umiejętności organizacyjnych.

Następny dzień środa wyglądał tak samo, ale dowiedzieliśmy się, że w czwartek powinien być dzień słonia, ale jest to święto 1.11.1979. W czasach PRL-u komuniści próbowali temu świętu nadać charakter świecki i dzień 1 listopada zaczęto nazywać Świętem Zmarłych, Dniem Zmarłych lub Dniem Zmarłych i Poległych zamiast Wszystkich Świętych. Wobec tego ćwiczenia na poligonie zostały zapowiedziane piątek. Ma to być wycieczka na Pola Ryżowe i nad Żółtą Rzekę. Jeden z nas zapytał się co to za rzeka i te pola. Mat chyba tylko na to czekał. Nie mogę tego powiedzieć, bo to tajne, ale w celu uchylenia rąbka tajemnicy, zapraszam pytającego po godzinie 22 - giej. No i po capstrzyku przyszedł po niego podoficer. Nie wiem, kiedy wrócił, bo już zasnąłem. 1 listopada wszystko wyglądało tak jak w niedzielę. Porządki, musztra w czasie chodzenia na posiłki, itd.